11/21/2007

15/10/07 Bodie/Yosemite National Park

Rano wracamy obejrzeć szczątki ghost town, czyli miasteczka "ducha" - Bodie.


Kilka kilometrów po utwardzonej piaszczystej drodze, potem po dziurach i kamieniach. Mamy szczęście być jednymi z pierwszych turystów wjeżdżających na obszar miasteczka.
Poranne Bodie to jedno z trudniejszych miejsc do zamieszkania. W październiku wieje dość zimny i porywisty wiatr z północy o zimie szkoda mówić.


Nikt normalny nie założyłby tu osady, chyba że przyciągnąłby go jakiś cud natury. Miasteczko schowane jest w kotlinie górskiego pasma Wassuk Range, wschodniej części Gór Nevady (Sierra Nevada). Jeśli weźmiemy bardziej praktyczną mapę, to zobaczymy, że Bodie leży na południowym skraju obszaru określanego jako Sierra Nevada Gold Fields (Złote Zagłębie Gór Nevady), rozciągające się od Feather River na północy po American River na południu.
Wiadomo więc o jaki cud natury tu chodzi. U szczytu kruszcowej koniunktury mieszkało tam nawet do 10 tysięcy ludzi. To jedno z największych miasteczek Old Westu. Co z niego pozostało? Po Chińczykach, którzy mieli tu własne chinatown - płat pustej łąki. Po banku - drzwi z framugą. Najlepiej utrzymaną ruiną jest oczywiście sklep z pamiątkami.
Miasteczko jest dość rozległe. Polecam interaktywną mapę miasteczka, w którym stan dzisiejszy porównano z jego odpowiednikiem sprzed wieku.
Jedziemy z powrotem na południe, do wschodniego wejścia Yosemite National Park. Nie mamy konkretnego planu na Yosemite. Jest tego tyle, że nie wiemy gdzie jechać. Podobnie jak w Yellowstone, zaczynamy od północy, które na dłuższy pobyt dostępne jest tylko dla skautów posiadających odpowiednie zezwolenie (kwalifikacje). Jedziemy na spotkanie dwóch wodospadów Tueeulala i Wapama w dolinie Hetch Hetchy, a zastajemy jedynie ich ślady i wielki zbiornik wody. Fajnie. Wracamy na południe, znaleźć dwóch największych bohaterów parku, "Kapitana" i "Połowę Sklepenia" (Half Dome) (tłumaczenie własne). Historia imion tworzących mapę Yosemite Park jest nierzadko zawiła. Nazewnictwo jest takim samym polem walki pomiędzy kolonizatorami a Indianami (politycznie poprawnie -
natives jak całe ziemie Stanów. Po historię innych imion odsyłam do tego słownika.

Kapitan jest ucieleśnieniem wspinaczkowych marzeń. Albo na odwrót - on te marzenia wykreował.
W przypadku Half Dome, piękno tegoż uzasadnione jest przede wszystkim jego profilem (stoi po prawej). My zobaczymy go
en face z szerokiej polany w Dolinie.


Do doliny wjechaliśmy idealnie - zachód słońca tuż tuż. Tłum ludzi nad Merced River szykuje się do skadrowania Kapitana przy zachodzącym słońcu. Pełno statywów, i wszelkiego rodzaju sprzętu fotograficznego. Całość wygląda po prostu niesamowicie. Trudno opisać piękno, które pełnię ukazuje człowiekowi w milczącej kontemplacji. Polecam dzieła jednego największych amerykańskich fotografów - Ansela Adamsa. Jego czarno białe fotografie parków narodowych zapierają dech nie mniej niż sama przyroda.

W centrum parkowej wioski zagadujemy rangera, chcemy wiedzieć gdzie się podział Wapama i jak dojść do wodospadu Yosemite. Ranger oświeca nas mówiąc, że w tym żadnego wodospadu nie zobaczymy. Opady były mizerne i po wodospadach zostały tylko ich cienie na skałach. Nie zobaczymy największego na północnym kontynencie Yosemite Falls. Niech to szlag...

Wyjeżdżamy z Yosemite po zmierzchu. Warto przypomnieć, że mamy dzisiaj poniedziałek - drugi po niedzieli dzień rozgrywek ligi NFL. Dzisiaj mecze rozgrywane są w czasie "prime time", ok 20.oo-22.oo. (W niedzielę grają za to prawie przez cały dzień, jeśli weżmiemy pod uwagę wszystkie strefy czasowe). Po wsiach krążą patrole policji. W pewnym sensie można mówić o cotygodniowej policyjnej akcji "monday footbal"...

Dokujemy w mieście Fresno. Plan tripu przewidywał tzw. dzień wolny, krótką regenerację. Zmieniamy program. Wpadniemy w odwiedziny do Generała Shermana, by potem pognać ostro w górę, i próbować dojechać na noc do San Francisco.



Trasa, dzień 8 (ok. 250 mil):


View Larger Map

0 comments: