11/16/2007

20/10/07 Los Angeles

Po wczorajszej masakrze w Six Flags, z trudem podnosimy głowy.

Można powiedzieć, że nie zależało nam na "zdobywaniu" Miasta Aniołów.
Miasto jest imponujące, zwłaszcza z perspektywy sławnej Mulholland Drive.

Centrum (downtown) L.A. w niedzielę rano wygląda jak urbanistyczna pustynia. Pojedyncze jednostki błąkające się po szerokich chodnikach, raz po raz jakiś samochód. Pierwsze poruszenie jakie widzimy, to długa kolejka przed wejściem do jednego z coffee-shops.
Znajdujemy ulicę Kościuszki, trafiamy na jakieś wielkie patio jednego z biurowców... Cała ta anielska przestrzeń wydaje się nieprzychylna dłuższemu przebywaniu. Zwiedzamy budynek Bradbury'ego, w którym kręcono m.in. Blade Runnera Ridley'a Scotta, reżysera pierwszej części Obcego.


Sporo czasu spędzamy w Bibliotece Publicznej Los Angeles, a dokładnie w budynku Biblioteki Głównej, im. Richarda Riordana (39. gubernatora Los Angeles, w latach 1993-2001). Biblioteka Los Angeles jest trzecią co do wielkości w USA. Jej sieć tworzy ponad siedemdziesiąt filii. Wewnątrz budynku głównego, stajemy naprzeciw mieszanki kompleksu handlowego z centrum multimedialnym. Na przykładzie Wrocławia - Galeria Dominikańska jest pełna stanowisk komputerowych, gdzie zamiast sklepów mamy kilka pięter wielkich sal poszczególnych działów (sic!) świata tekstu - filozofia, historia, komiks, literatura antyczna, literatura dziecięca...itd. Ponad 6 milionów książek, nie licząc nośników cyfrowych. Literatura dostępna w 28 językach. Dla porównania, społeczeństwo Los Angeles posługuje się 224 językami (za wikipedią). Oczywiście jest biznes - księgarnie-papeterie. Sercem i krwią tego projektu wydaje się natomiast ciągły ruch - wystawy, zajęcia kulturalne, angażowanie najmłodszych. Amerykanie społecznie spełniają się głównie w dwóch formach działań: albo w projektach-instytucjach albo w gwałtownych reakcjach na tragedie, vide Nowy Orlean, czy tragedia WTC.

Jedziemy metrem na północ, czas na błyszczące Hollywood.

Stacje metra wydają się być metaforą struktury i filozofii społecznej miasta (może USA w ogóle) - wielokolorowa mozaika kwadratów tej samej wielkości. Wysiadamy na samym początku Hollywood Boulevard, na jego wschodnim końcu. Zamiast czerwonych dywanów widzimy brudne, puste ulice, jakieś zagubione indywidua...turystyczne nieporozumienie.
Okazuje się, że ta "właściwa", czyli gwiaździsta część deptaka jest około dwóch kilometrów dalej.

Street Art w Hollywood nawiązuje rzecz jasna do kinematografii.

Piękność na muralu Alfreda de Batuc to Dolores del Rio, gwiazda czasów Złotego Wieku Hollywood. Ciekawy wydał mi się mural widzów oglądających pewien film...:


Na odcinkach pokrytych sławnymi gwiazdami tętni turystyką. W McDonaldzie turyści mieszają się z biedotą i ludźmi poubieranymi jakby byli w przerwie zdjęć filmowych.
Szlak gwiazd gubi się w masie przechodniów. Nie da się jednak przegapić największej gwiazdy wszechświata - Chucka Norrisa.
Szukamy sławnego napisu Hollywood, z Bulwaru Hollywood wygląda mizernie. Poza tym lista jego kopii jest tak szeroka, że można sobie wybrać coś, co leży bliżej miejsca zamieszkania. Po zwiedzeniu aktorów rozdzielamy się - chłopaki jadą na dół do Staples Center, na mecz przedsezonowy NBA Los Angeles Lakers, ja zostaję na północy. Celem tułaczki bez celu. Najpierw na północ, w stronę Universal Studios. Idąc piechotą na wzgórze kompleksu studia Universal, doświadczyłem czegoś, co wspomina wielu europejczyków, mających okazje spacerować, czyli używać nóg dłużej niż jest to konieczne dla dostania się do samochodu/metra/autobusu. Po spojrzeniach tubylców jesteś w najlepszym przypadku nieamerykańskim turystą, aczkolwiek to przypuszczenie w kilka sekund zmienia się w dziwaka, potem w podejrzanego typa. Idę zobaczyć Rzekę Los Angeles. Jest ona świetnym dowodem ludzkiego przekształcania natury. Cienka strużka wody zatopiona w betonie... Zjeżdżam metrem, tym razem na stację Hollywood West i skierowałem się ku Beverly Hills, na Sunset Boulevard. Mijam Guitar Center Hollywood's Rock Walk, na wejściu odciśnięte dłonie największych rockmenów świata. Zaczęło się ściemniać (co w LA może nie wróżyć dla zagubionego turysty niczego dobrego), więc opuszczam Beverly Hills i kieruję się w dół. Schodzę północną Fairfax Avenue, po prawej The Cinemafamily, kino filmu niemego, kolebki Hollywood.

Na Beverly Boulevard znajduję przystanek autobusowy. Czekam kilkanaście minut na bus jadący w stronę Staples Center. Samochód zaparkowaliśmy na strzeżonym parkingu oddalonym kilka minut od hali. Wsiadając pytam, ile za bilet do Staples, na co kierowca odburknął szybkim "sit down". Na miejsce jechałem grubo ponad godzinę. Metro zajmuje ok. 15 minut.

Chłopaki wrócili o blisko godzinę później niż planowali. Okazało się, że był podwójny mecz, L.A. Clippers vs Phoenix Suns, potem L.A. Lakers kontra Charlotte Bobcats.
Po krótkiej naradzie uderzamy jeszcze na Long Beach. W drodze na południe nasz gps nie dał rady. Ośmiopasmowe obwodnice, zalew samochodów, dziesiątki zjazdów i ok 90km/h - nie dało się reagować na czas. Noc nie ułatwiała zadania. Warto zeskalować mapę do poziomu 200 metrów i na warstwie "terenowej" przyjrzeć się dwom węzłom autostrad 5 i 10, położonym na wschód od przecinającej L.A. Los Angeles River, między dzielnicami Little Tokyo, Mission Junction i City Terrace.
Po kilkudziesięciu minutach docieramy do miasta Long Beach - ściślej do miejskiej plaży tuż przy Marinie Green Park. Plaża o szerokości jakichś 100 metrów, płaska jak asfalt. Krąży na nad nią co chwilę policyjny helikopter.

Dobija już 21.oo, a przed nami jeden z trudniejszych odcinków tripu. Nocny atak na Grand Canyon. Najpierw trzeba przebić się przez metropolię, potem wytrzymać na pustyni. 500 mil walki o doświadczenie wschodu słońca nad Grand Canyon. Zmieniamy się co dwie godziny. Ciężko, przysypiam za kółkiem. Trzeba to odkupywać chwilowymi postojami na stacjach. Ładowanie się zimnem i powietrzem, i dalej. Za Williams zmienia mnie Darek. Już jest jasno, a my jeszcze w trasie! W niektórych momentach łamiemy przepisy o jakieś 30 mil. Udało się.






mapa Los Angeles:


View Larger Map

Nocna trasa do Gran Canyon (ok. 500 mil):


View Larger Map

0 comments: