11/20/2007

16/10/07 Sequoia National Park

Sierra Nevada. Bariera klimatyczna, oddzielająca urodzajną "Amerykę Ameryki" - Kalifornię od Wielkiej Kotliny pustynnej Nevady. Między masywem High Sierra a górami Diablo Range rozciąga się wielka dolina San Joaquin Valley, która jest darem dla plantatorów wszelkich owoców i warzyw. Przejeżdżamy przez pas plantacji i dojeżdżamy do lasów Sequoia National Park, które wraz z położonym tuż nad nim Kings Canyon National Park tworzą wielki rezerwat ogałęzionych gigantów. Drogą, którą będziemy jechać będzie Shermans Road, przemianowana dalej na Generals Highway, zawiezie nas do największych z tych olbrzymów. Pogoda, niestety, pogarsza się, i to diametralnie. Na wysokości Parku przechodzi właśnie front z zachodu. Im wyżej w góry, tym zimniej. Chmury drapią o korony drzew i pod kopułą mgły zamykają nas z tymi gigantami niczym w prehistorycznym czasie. Jadąc samochodem widzimy tylko grube pnie sięgające rozrzedzonej bieli. Za pierwszy przystanek wybieramy obszar zwany Redwood Mountain Grove, największego gaju sekwoj na świecie.. Zjeżdżamy nieludzko wyboistą "czarną" drogą wgłąb lasu i mamy okazję połazić między drzewami. Znajdujemy też połamane i spalone pnie. Wracając na główną drogę o mało nie dochodzi do dramatu. Do Redwood wjeżdżają wielgachnym landroverem jacyś Meksykanie, brakuje kilku sekund do stłuczki. Mamy szczęście, wszyscy cali. Jadąc dalej w dół autostradą Generała (mapka pdf) docieramy do głównego punktu wycieczki. Generał Sherman. Wiek - 2,300 - 2,700 tysięcy lat. 83,8 metra wysokości. Pojemność pnia - 1487 metrów sześciennych. Sherman jest największy, jeśli bierzemy pod uwagę właśnie ten parametr, a nie jego wysokość. Najwyższą sekwoją jest z kolei Hyperion, rosnący w Redwood (115m). Imię "Sherman" - po żołnierzu - trochę niefortunne.

Oto William Tecumseh Sherman (źródło: http://www.sonofthesouth.net):

Poza wojną secesyjną, W. T. Sherman wsławił się jako biały "najeźdźca" i głównodowodzący wojsk skrupulatnie wybijających rdzennych mieszkańców Ameryki. Sekwoje, innego rodzaju natives, padły ofiarą ironii losu.

Ciekawa historia kryje się za problemem regularnych pożarów, z którymi uparcie walczyli kalifornijscy
firefighters. Okazało się, że pożary są niezbędne Shermanowi i spółce do przetrwania. Nasiona sekwoi wytrzymują wysokie temperatury, które z kolei okazują się śmiertelne dla ich rywali, walczących z gigantami o swoje miejsce w lesie. Strażacy zrozumieli, że "naturalne" przeciwieństwa jak las i ogień mogą ze sobą żyć w symbiozie. Co więcej, nie ma się co martwić o dorosłych przedstawicieli Sequoia sempervirens. Wiele z nich ma całkowicie przepalone pnie i w ogóle im to nie przeszkadza...

Sherman otoczony jest dookoła drewnianymi deptakami. W głębi skweru znajduje się zarys jego przekroju. Robi wrażenie.


Ponieważ jest nieludzko zimno i wilgotno, zwijamy się z tego prehistorycznego lasu dość szybko. Zjeżdżamy serpentynami na południe, warunki trudne - deszcz, mgła. Nagrodą za udany slalom jest uchwycony przez Wiktora piękny widok doliny San Joaquin i gór, po których sunie front.


Kierujemy się na zachód, do zapchanej wielkimi tirami autostrady Interstate 5. Teraz prosto na północ, do San Francisco. Wygląda na to, że będzie gładko, 5-tka to prosta linia, kilkuset milowa patelnia prowadząca prosto do metropolii. Robi się ciemno.
W pewnym momencie zderzamy się z widmem.
Z początku czuliśmy jakiś dziwny zapach, jego ślad, więc żeby się tego pozbyć, otworzyliśmy okna...kilkusekundowy szok. Nie da się opisać. Tsunami smrodu. Minęliśmy to tak szybko, jak to było możliwe. Po wielu dniach, po przyjeździe do Polski, sprawdziłem: Cowschwitz (punkt D na dzisiejszej mapie). Wielka umieralnia bydła (3.2 km2) autorstwa Jacka Harrisa (co jest tylko malutką częścią jego ogromnego (57km2) rancza, na którym uprawiany jest m.in. czosnek, pomidory, granaty...), zaopatrująca m.in. fast-foodową sieć In-N-Out, sławną za umieszczanie na swych opakowaniach odnośników do wersetów Biblii, np. ten (Księga Apokalipsy Św. Jana). Cowschwitz, największy dostawca wołowiny na Zachodnim Wybrzeżu. 100 000 sztuk bydła. Co najmniej. Jeśli ktoś ma dylemat, czy
penize nesmrdi, to Harris Ranch jest najlepszym miejscem na tego typu rozważania. Dwie przykładowe interpretacje: pierwsza, lub druga. Mieszkańcy niedalekich mieścin (np. Huron) wyrażają się o sławnym smrodzie w rozbrajający sposób: "You can't do anything about it. So we got to smell it." ("Nic na to nie poradzisz. Musimy to wąchać").

Tłuczemy się piątką kilka godzin, wliczając w to przerwę na Mac'a (idealne zwieńczenie doświadczenia z Cowschwitz...) i zakupy, oczywiście Wallmart. Nie możemy rozszyfrować problemu śwateł w naszym hyundaiu. Co jakiś czas z naprzeciwka walą nas po oczach długimi światłami, choć za każdym razem jechaliśmy z krótkimi. Wersje są dwie - albo są źle ustawione, albo tył samochodu podnosi przód wozu do góry i tym samym i kąt padania świateł. Trudno, inni muszą trochę pocierpieć.

Do obrzeży SF dojeżdżamy ok 3.oo w nocy, zatrzymujemy się na rest area. Jutro Golden Gate.



Trasa, dzień 9 (ok. 390 mil):


View Larger Map

0 comments: