11/22/2007

14/10/07 Crater Lake

Pomimo silnych wrażeń sprzed kilku godzin, wyruszamy bez większych problemów. Mgła. Na polach dookoła drogi porozwieszane jakieś polityczne bannery.

Pniemy się na wulkan, by zobaczyć wzór błekitu- Crater Lake - jezioro, które jest centralnym punktem odwiedzin Crater Lake National Park. Tafla jeziora znajduje na wysokości 1883 m n.p.m. Dla porównania, Morskie Oko leży prawie 500 m niżej. Park może mało efektowny w porównaniu z tym, co nas czeka w Kaliforni i Nevadzie, ale...
Crater Lake to amerykański odpowiednik zdarzeń, jakie miały miejsce w wielu częściach świata, w tym na greckich Cykladach - na archipelagu wyspy Thira, którą uznaje się za pozostałość po Atlantydzie. Ogniwo łączące wszystkie te punkty jest natury geologicznej - chodzi i kalderę.
Materiał wideo, który przedstawia przebieg powstania Crater Lake:



Nie wspomniano tutaj o małej wysepce wynurzającej się z jeziora, Wizard Island. To pozostałość wulkanu. W zalanej wodą kalderze wulkan wciąż był aktywny, wypływające warstwy lawy nakładały się i wyczarowały ów kopiec.
Godnym polecenia jest bogato wyposażone - i oczywiście interaktywne - muzeum, gdzie możemy wybierać i oglądać kolejno procesy z zakresu geologii/wody/flory/fauny. Trzeba oddać Amerykanom, że element interakcji z turystami w Parkach Narodowych dopracowali wzorowo. Już teraz polecam post z 21 października, gdzie można zobaczyć Darka z Wiktorem nad wielką planszą jakiegoś kanionu ;)

Wiktor na wulkanicznym śniegu

Jako jedno z najczystszych i najgłębszych (597 m, Morskie Oko jest ponad 10 razy płytsze) jezior Ameryki Północnej oczarowuje wspomnianym już błękitem. Tworzą go wyłącznie opady deszczu i śniegu. Można powiedzieć, że od strony lądu jezioro jest całkowicie zamknięte. Rekordową przejrzystość wód zanotowano w 1997 roku, sięgała ona ponad 43 metry! Jak można się domyślić, wszelkie pluskanie w wodzie jest zabronione.

Kierujemy się ku Kalifornii. Wysokość tracimy bardzo szybko, krajobraz zmienia się błyskawicznie, temperatura również. Obfite lasy Oregonu już za nami, dominują krzewy i sucha roślinność. Robi się duszno. Robimy krótką przerwę i zwiedzamy wschodni brzeg Upper Klamath Lake.

Jezioro Upper Klamath

Zjeżdżamy z autostrady na drogę lokalną, kierujemy się na jesienny, powulkaniczny Lassen Volcanic National Park. Mijamy podniszczone chałupy i farmy. Trzymamy się malowniczej drogi 89/44, aż do Lassen National Forest. Humor dopisuje, walimy sobie sesje zdjęciową na zapomnianej highway.


Wobec gigantów Kalifornii jak park sekwoi, czy skały Yosemite, Lassen stoi na poboczu szlaku turystyki. Z wyżyn wygląda jednak imponująco.

Lassen National Forest

Na autostradzie po parku łapiemy "zająca" i jedziemy za nim z prędkością 80/90 mil na godzinę. Za Lassem skręcamy do malutkiej mieściny na zakupy, gdzie tubylcy patrzą na nas jak na kosmitów. Kierujemy się na południe, by podjechać jak najbliżej miasteczka Bodie. Przekraczamy granice z Nevadą, mijamy rozświetlone Reno, drugie po Vegas centrum kasyn w Nevadzie. Niezły widok. Jest już późno, znowu bardzo zimna noc. Jedyny czynny motel niedaleko Bodie, to drogi punkt spod patronatu AAA. Chcemy Motel 6. Odpuszczamy i jedziemy kolejne kilkadziesiąt minut. Szlag nas trafia. Zmęczenie spore, głód duży, irytacja ogromna z powodu braku motelu. Do tego Damian jest za kółkiem cały dzień. Po spięciu w Seattle i sporach dzień później, za punkt honoru przyjał sobie bycie kierowcą przez całą dzisiejszą trasę. I mamy za swoje. Trafiamy na Motel 6 tuż przed wjazdem do Yosemite National Park. Jak się można domyśleć, wyszliśmy stratni - cena ta sama co w AAA. Na osłodę mamy trio szopów, które kręci się przy naszym samochodzie.




Trasa, dzień 7 (ok. 660 mil):


View Larger Map

0 comments: