11/27/2007

09/10/07 Crazy Horse/Rushmore/Devil's Tower

Śniadanie spędzamy w towarzystwie sympatycznych Amerykanów - emerytów. Jak tylko dowiedzieli się skąd jesteśmy, za wszelką cenę chcieli nas przekonać o swojej antypatii do Jerzego Busha Juniora i do sprzeciwu wobec obecności amerykańskich wojsk w Iraku.

W pokoju motelu w Hot Springs

Naszą wycieczkę postanowiliśmy rozpocząć od grobu największego Amerykanina, którego pomnik (o ile kieszenie Amerykanów na to pozwolą) będzie zarazem największym pomnikiem na świecie. Chodzi o Thašuŋka Witko, Nieposkromionego Konia. Biali nieprawidłowo przetłumaczyli jego imię Untamed/Unbroken (nieposkromiony/nieugięty) Horse na Crazy (w sensie: insane - szalony/obłąkany).
Ruszamy więc w kierunku wielkiego projektu Crazy Horse Memorial autorstwa Korczaka Ziółkowskiego, Amerykanina polskiego pochodzenia, który urodził się w dzień śmierci Wielkiego Wodza Siuksów...


Korczak Ziółkowski wraz z żoną Ruth (fot. Crazy Horse Foundation)

Dla wyjaśnienia dodajmy, iż jest to projekt całkowicie oderwany od subwencji federalnych. Ziółkowski odmawiał dziesiątek milionów właśnie po to, by cały projekt mógł pozostać w jego rękach, a raczej z dala od wpływu Waszyngtonu (Korczak wykupił grunt, na którym powstaje wielkie Centrum).

Zanim tam dotrzemy, przejeżdżamy przez surowe wzniesienia Black Hills, w których pełno od małych gryzoni.

Projekt pomnika. W tle stan rzeczywisty

W przytulnej sali kinowej oglądamy propagandowy materiał wideo ze sławnym Polakiem. Zwiedzamy muzeum i fundujemy sobie wycieczkę schoolbusem pod pomnik. Zachrypnięty sezonem Indianin/kierowca opowiada nam historię pomnika.
Po wizycie u Indian szykujemy szybki "poczęstunek" na bagażniku samochodu - pierwszy z wielu na trasie...

Czas na odwiedziny mekki Białych, "Świątyni Demokracji" - Mount Rushmore National Memorial.
Swoją przygodę z rzeźbieniem gór Ziółkowski zaczął właśnie tutaj. Jednak konflikt pomiędzy nim, a kierownikiem całej zabawy - Gutzonem Borglumem doprowadził do ich rozstania.

Gutzon Borglum (fot. Wikipedia)

Cały teren jest precyzyjnie zaaranżowany, pełno betonu, murów, masywność tego wszystkiego przytłacza to, co najważniejsze - sam pomnik. Ten w porównaniu z Crazy Horse'em jest śmiesznie mały - prezydenci mają ok 18m wysokości, podczas gdy sama twarz Siuksa ma 25m...
Za to propaganda, jaka wypływa z kroniki, którą mamy okazję obejrzeć, była według nas niezłym przegięciem. Hołd oddany bohaterom demokracji jest tutaj pokazywany nie gorzej od najlepszych pomysłów na temat przodowników pracy PRL.

Obraz w Rushmore National Memorial

Po sesji fotograficznej pod pomnikiem, kierujemy się do Rapid City, w którym znajduje się bardzo fajny szlak prezydentów USA, Presidental Walk.

Damian, portret patriotyczny :)

Z Rapid City kierujemy się na Interstate 90 i uderzamy na zachód. Mieliśmy ambitny plan zdobycia Devil's Tover (i znowu sprostowanie: w języku Indian Lakota mowa o Mato Tipila, co znaczy “Bear Tower”) przed zachodem słońca. Niestety spóźniliśmy się o ok. 20 min... Była za to okazja zwiedzenia okolicy. Przeżyliśmy małe zdziwienie, gdy zobaczyliśmy rozpadające się przyczepy kempingowe, służące za domy mieszkalne. Jak się okaże, tragiczne warunki mieszkalne w tych rejonach Stanów to normalka.
Po "zwiedzeniu" Wieży Diabła uciekamy w góry, by podjechać jak najbliżej Yellowstone National Park. Późną nocą docieramy do miasteczka Greybull w stanie Wyoming.



Trasa - dzień 2 (ok. 441 mil):


View Larger Map

0 comments: